niedziela, 28 sierpnia 2011

Futurystycznie niemożliwe, Drogi Panie P.

Jestem zmęczona, uświadomiona i wzruszona. Jeżdżenie rowerem szosowym po górach jest futurystycznie niemożliwe ale futurystycznej się udało. Pływanie w ciepłym jeziorze Żywieckim dało mi wspaniałą kondycję na zawodach w basenie, było bieganie w burzy jak magicznie piękne były takie chwile, a każde piękne chwile umilało grono wspaniałych osób, Panna Kalina która mimo że znamy się od czasów YMCA nadal nie ścięła włosów czyli jakieś 4 lata, kocham ją śmiechy, chichy po kątach. Każdy z ludzi na obozie był wyjątkowy, waleczny, wytrwały, gdy już ktoś nie miał siły zawsze ktoś umiał go podnieść na duchu, wspieranie się na zawodach, sama gra fer była bardzo miła. Za wszystko to i więcej chciałam WAM podziękować. Osobno bardzo zainspirował mnie Pan Piotrek, który swoim uśmiechem, grom w siatki do późna, spokojem i opanowaniem zauroczył mnie, jesteś bardzo uśmiechniętym blondynem, o niebieskich oczach pięknym uśmiechu, spokojnym charakterze, miłą i wspaniałą postawą, swoim poczuciem humoru i super spojrzeniem na świat, twoją uczciwą grą w karty, pomocą młodszym, za to wszystko i więcej jesteś dla mnie ideałem, twoje spojrzenie dawało mi siłę walki w trudnych chwilach, jest przykre że nie mogłam powiedzieć ci nic więcej oprócz tego że jesteś bardzo fajny, tak bardzo pragnęłam wykrzyczeć jak bardzo mnie imponujesz, powstrzymało mnie tylko sumienie, przypominało mi że to nie miało by przyszłości, że przecież `I tak musisz wyjechać, opanuj się kobieto`. Wyjeżdżając pod męczące góry uświadomiłam sobie pewne sprawy jedną z nich jest że nie mając jak pisać tu piszę sobie w myślach to co chciała bym tu napisać, ten blog pozwala mi pokazać prawdziwą mnie, kocham tu pisać, to pozwala mi uciec od świata, od zła, pozwala mi na wszystko, tu nic mi nie grozi, tu wolno mi powiedzieć własne zdanie, wolno mi powiedzieć SIEBIE. Drugą sprawą która dotarła do mnie jest to że w życiu narzekamy że coś nam nie wychodzi że jest pod górę, ale to tak jak z rowerem wstajesz rano, trzeba się uśmiechnąć, umyć, zjeść żeby mieć siłę i ruszyć, pokonać z trudem większym lub mniejszym przeszkody, góry, potem dojechać na miejsce zjeść napoić się, jedzeniem w życiu są przyjaciele oni nas pocieszają pomagają nam, podnoszą nas jak witaminy w jedzeniu, potem ruszamy dalej po odpoczynku i znów mijamy góry i zjazdy, ale za każdym razem ta góra jest inna, raz wielka jak Mont Everest a czasem jak Skrzyczne, malusieńka, z każdą radzimy sobie na swój sposób, ale zawsze podczas podróży mamy napój w bidonie i przerzutki którymi w życiu są przyjaciele to oni nam pomagają przejść przez trudne sprawy. Potem wracamy i odpoczywamy, a na drugi dzień to samo, tyle że już z większym poświadczeniem.



 Po prawej mój drogi uśmiechnięty pan P. a po prawej śmieszny i nie zastąpiony Pan W.



 Kalinowe pożegnanie, do następnych wakacji mała Mi.

 Moje małe urwisy`
 Nasze malutkie twarde Igulątko`

 Faustyna, koleżanka z innego obozu.


1 komentarz: